piątek, sierpnia 21, 2015

Błądziłam, czasem błądzę... "Zabłądziłam" Agnieszki Olejnik

Tyle planów, pomysłów, zaczętych postów, przeczytanych książek. Czasu też trochę, ale brakuje podstawowych elementów. Chęci. Energii. No może siły też trochę brak. I tak ten stan sobie trwa. Miesiąc prawie nie mogę się zmobilizować... Ale dość folgowania sobie!

Na ile to możliwe korzystam z wakacji.  Staram się wykorzystywać każdą chwilę, gdy świeci słońce - rzucam każdą pracę, gdy jest pogodnie. Wychodzę z domu. Tylko, że moje wakacje od roku szkolnego różnią się tym, iż teraz dzieci są  w domu non stop...  Że trzeba im organizować czas, zapewniać atrakcje, zawozić, przywozić, itp.
Ale nic to.  Według irlandzkiego kalendarza już jesień. Czuć ją. Za chwilę wrzesień. Obowiązków będzie więcej, ale inaczej się rozłożą. Wykroję dla siebie chwilę w ciągu dnia. Mam nadzieję...

Boleśnie odczuwam brak słońca. Oj, nie ma go w tym roku tyle, ile bym potrzebowała. Brakuje mi go. Wcale kości nie wygrzałam. Nie opaliłam się. Nie naładowałam akumulatorów. Gdy nie ma słońca w październiku czy listopadzie to jest to jakoś zrozumiałe. Ale żeby nie było w lipcu, sierpniu?! Granda! Tegoroczne lato w Irlandii jest fatalne. Pogodnych, ciepłych dni - jak na lekarstwo. Przekłada się to na mój nastrój. Ciągle czuję się zmęczona, przygnębiona. Tutejsi lekarze i farmaceuci zalecają spożywanie witaminy d. Problem ma rozwiązać słońce w kapsułce, ale mnie ono chyba nie pomaga.




Do pisania nie mogłam się zmobilizować  także z innych powodów. Bardzo zasmuciła mnie wiadomość o śmierci młodego chłopaka, Polaka, który po zdaniu tutejszych egzaminów maturalnych poleciał do Polski. Chciał odpocząć, odstresować się i zginął w wypadku motocyklowym. Był pasażerem... Czemu mnie to tak dotknęło? Przecież nawet dobrze go nie znałam. Ale chlopak był tylko trochę starszy od mojej córki, razem z nią uczęszczał na prowadzone przeze mnie warsztaty przygotowujące do matury z języka polskiego jako obcego.
 W tym samym czasie moje córki poleciały do Londynu. Same. Mieszkały u swojej ciotki, mojej kuzynki, ale ona pracuje, więc musiały radzić sobie same, wykazać się samodzielnością. Poradziły sobie, ale mnie w środku coś gniecie. Dociera do mnie to, że któregoś dnia się wyprowadzą, usamodzielnią. A ja chyba jeszcze nie jestem na to gotowa.
A na to wszystko nałożyły się mocne wrażenia po lekturze kolejnej festiwalowej pozycji. Po kolejnej świetnej propozycji. Trudno będzie coś wybrać...
Przeczytałam książkę Agnieszki Olejnik "Zabłądziłam".  Narratorką jest nastolatka. dziewczyna wyobcowana, zagubiona, samotna. Nie mająca wsparcia w rodzicach. Nie posiadająca przyjaciół. Majka ciągle myśli o swojej siostrze, którą znalazła martwą.  Zaczyna się spotykać z chlopakiem, który też nie potrafi się dogadać z ojcem i też ma za sobą traumatyczne przeżycia. Dwoje wrażliwych, poharatanych młodych ludzi, którzy postanawiają sobie zaufać. Oboje wierzą, że razem dadzą radę. Poukladają swoj świat i swoje emocje. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, zwierzają się sobie, mają tylko siebie. Jednak ciągle są zależni od dorosłych. Maja musi chodzić do szkoły, Alek musi wyjechać do ojca. Pojawia się problem, z którym  nie są w stanie sobie poradzić.
"Nie wiem, jak to możliwe, że dwoje takich jak my się spotkało. To jest historia  jak z filmu albo z książki."
Tę opowieść powinni przeczytać rodzice nastoletnich dzieci, bowiem autorce udało się niezwykle wiernie oddać emocje i uczucia młodych ludzi. Skąd to wiem? Ano pamiętam, jak to jest mieć siedemnaście lat. Jak to jest stanąć przed dorosłym, poważnym problemem. Podczas lektury to wszystko do mnie wróciło. Przypomniałam sobie, co wtedy czułam, na kogo mogłam liczyć. Wiem, że musiałam szybko dojrzeć, dorosnąć, bowiem moja córka urodziła się chwilę po mojej osiemnastce...  Zdawałam egzamin  z życia i maturę. Egzamin z odpowiedzialności był znacznie trudniejszy... Do dziś jestem z siebie dumna, że mi się udało. Dziś moja córka ma siedemnaście lat, ma trójkę młodszego rodzeństwa, a ja mogę czytać książki o nastolatkach, przypominając sobie własne, trudne emocje. Mogę wspominać i mieć nadzieję, że moje dzieci udźwigną problemy, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.
Książka Agnieszki Olejnik hipnotyzuje. Nie mogłam się od niej oderwać. Raz, dlatego że postaci są prawdziwe; ich dialogi naturalne; ich rozterki, wątpliwości prawdziwe. Ich ból szczery i odczuwalny. Dwa, że czytając o dwójce fikcyjnych zagubionych dzieciaków, widziałam siebie i swojego jeszcze-nie-męża. Wróciły wspomnienia. A po trzecie, wiem, iż tę książkę będę polecać rodzicom, by łatwiej im było zrozumieć swoje dzieci, by uczyli się słuchać, patrzeć, widzieć. Będę podtykać nastoletnim uczniom, bo dzięki tej książce będę mogła z nimi przedyskutować mnóstwo ich spraw - o ile mi zaufają i zechcą ze mną rozmawiać. A przede wszystkim dam do przeczytania swoim dzieciom, bo będę mogła im powiedzieć, że część tej historii to historia ich rodziców. To, co czuła Maja, czuła ich matka lat temu osiemnaście... Ta historia porusza, dotyka, wzrusza. Ta historia zostanie ze mną. Ta historia we mnie była i będzie. 
Jest jeszcze i czwarty powód tego, że dla tej historii zarwałam noc - tę książkę świetnie się czyta. Tu nie ma pokazywania problemu palcem. Nie ma pustych słów, moralizowania. Jest zanurzenie, celne uderzenie. Trafienie w punkt. Jest rozłożenie na części pierwsze.
I rozłożenie na emocjonalne łopatki.




A na następną recenzję nie trzeba bedzie tak długo czekać. Obiecuję.
Asiu, Aniu, Ewo - dziękuję za motywowanie, poganianie, ochrzanianie.
Jesteście kochane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz