czwartek, sierpnia 11, 2016

Baśniowo, mitycznie, sennie, pięknie - "Baj-o-dużenie" Patrycji Prochot-Sojki


Urzekła mnie ta powieść. Oczarowała.
Nierozgłoszona, nierozreklamowana, dostatecznie niezrecenzowana, chociaż nagradzana. W tym roku zakwalifikowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus", a kompletnie nieznana czytelnikom. Czemu? Zgłoszona do Festiwalu Literatury Kobiet w Siedlcach, a my, recenzentki nie dostałyśmy nawet pliku. Nie wiem, czy mam nosa czy intuicję, a może przekorę, by zdobyć to czego nie mam, ale napisałam do wydawnictwa i udostępnili mi plik pdf. I przepadłam. Ta książka jest magiczna.

To powieść - nie-powieść. To zbiór opowiadań luźno ze sobą powiązanych. Elementem łączącym jest miasto. W pierwszej części zatytułowanej Przed nosi nazwę Ziegenhals, w drugiej Po są to już Głuchołazy. Wyszukałam sobie to miejsce na mapie - to miasto graniczne, jak podaje Wikipedia położone na styku Gór Opawskich (Sudety), Przedgórza Paczkowskiego (Przedgórze Sudeckie) i Płaskowyżu Głubczyckiego, nad rzeką Białą Głuchołaską i nad potokiem Starynka. Już brzmi ciekawie, prawda? Nie znam tamtych stron, ale miasto przedstawione w książce "Baj-o-dużenie" Patrycji Prochot-Sojki to miejsce absolutnie wyjątkowe.




Bohaterami kolejnych opowiadań są mieszkańcy tego miasta. Ci, którzy tam mieszkali od lat i ci, którzy wybrali to miejsce na swój dom. I tu powinny znaleźć się peany na cześć konstrukcji tych opowiadań, kreacji bohaterów, stworzenia świata, gdzie styka się realizm, magia, sen, wiara, historia, miłość i śmierć. Autorka w niesamowity sposób przedstawia emocje swoich bohaterów - nie tylko tych realnych, bowiem bohaterami są tu też, jak by to ogólnie ująć - istoty pozaziemskie. One także przeżywają swoje dramaty, też cierpią, kochają, boją się....

I tu mam problem, bo nie wiem, jak wytłumaczyć, jak opisać przedstawioną w powieści symbiozę tego, co realne i racjonalne z tym, co magiczne i niewytłumaczalne? Jak pokazać, jak wspaniale współistnieje tu to, co logiczne z tym, co magiczne? Jak napisać o tym, że pisarce udało się bez obrazy boskiego majestatu pokazać ludzkie cechy bóstwa?

Nie chce tu silić się na analizowanie obrazowania Patrycji Prochot-Sojki. Napiszę tylko, że pięknie czaruje słowem. Tak zestawia obrazy, że nie zauważamy, jak pracuje nasza wyobraźnia - ona nadąża, daje się ponieść iluzji, jaką stwarza pisarka. Autorka wspaniale operuje symbolami, gra nimi.
Używa pięknego języka, obrazowego. Stworzyła niesamowity klimat gdzieś z pogranicza jawy i snu oraz cudownie emocjonalny - wzruszający, refleksyjny, momentami smutny, fragmentami ironiczny, czasami zabawny. Wciągający!

Jedną z bohaterek jest Śmierć - kobieta pachnąca Bouquet de Catherine od Ernesta Beaux. Dla swojego ukochanego Hermana, który postanawia osiedlić się w Ziegenhals, zapomina o tym, że ma władzę nad życiem i jego końcem.
To tu Maryja zwierza się Ludwiczce, prostej kobiecie z miasteczka ze swych problemów wychowawczych.
Z Ziegenhals właśnie razem z Cyganami ucieka Leonia, by poznać świat, bo w małym miasteczku było jej za duszno. Za nią z miasta wyjeżdża też Jezus, bo i jemu w kościele brakuje powietrza. Jak się nie uśmiechnąć, jak się nie rozczulić, czytając o zastępstwach na krzyżach w kościołach? No może napiszę tylko, że wrócili. I Leonia i Jezus.
Jak Wam przedstawić zegarmistrza Kleista, który ma władzę nad czasem, a gdy się zakochał mieszkańcy miasteczka są zawieszeni gdzieś poza nim? No jak?
Barwni są bohaterowie "Baj-o-dużenia". Jest zakochana w literaturze Anna, jest Bogdanka i księgarz Mentz, który zna swój los z księgi. Jest nawet Maur Al-Churrich, który szyje ubrania na miarę i Gabriele, co miała sklep z porcelaną, bo sama była krucha jak lód.
Biorąc książkę do ręki nie pomyślałam, iż tak wciągnie mnie historia nieznanego mi miasteczka, że tak oczarują mnie życiorysy jego mieszkańców.
Wszystkie opowiadania przeniosły mnie do czasów, gdy czytałam baśnie, gdy się w nich zatracałam. Autorce udało się odtworzyć, co ja piszę - stworzyć cudny baśniowy świat. A jeszcze wplecione w to egzystencjalne dylematy... No bajka, po prostu bajka!

Nawet nie mam jak sfotografować tej książki, przecież nie mam jej w ręku. Muszę zamówić! Mogłabym położyć ją obok kwiatów, może dmuchawców lub na tle chmur. Pewnie taka fotografia byłaby za słodka i pretensjonalna. Więc może zrobiłabym zdjęcie z jakąś święta figurą, ale to byłoby już lekko obrazoburcze. To może i dobrze, że na razie nie mam książki. Za ilustracje niech posłużą tytuły opowiadań. Zdjęcia ekranu komputera. Nawet dobrze, że takie rozmyte, rozmazane... Takie są kontury Głuchołaz pokazane w tej książce...

Dziękuję wydawnictwu Mamiko za udostępnienie pliku:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz